wtorek, 28 grudnia 2010

Klub Literacki NOK w nowej formule, czyli pierwszy dyżur w nowo otwartej Poradni Literackiej

 Literackich konsultacji udzieli Liliana Fabisińska – specjalistka od prozy, dramatopisarstwa, dziennikarstwa, autorka słuchowisk radiowych, tłumaczka i mieszkanka Gminy Nadarzyn – znana przede wszystkim jako autorka bestselerowej serii o Amorze z ulicy Rozkosznej. Zapraszamy 28 stycznia do sali plastycznej NOK. Dyżur potrwa od godziny 17.00 do 19.00. Wskazany wcześniejszy kontakt i przesłanie tekstów na adres: d.suwalska@nok.pl najpóźniej do dnia 21 stycznia.

Od Nowego Roku mała rewolucja w Klubie Literackim. Poszerzamy i uelastyczniamy formułę.

Po pierwsze - otwieramy Poradnię Literacką. Raz w miesiącu wszyscy chętni będą mogli skorzystać z konsultacji w zakresie prozy, poezji, dziennikarstwa lub scenopisarstwa. Dyżurować będą również specjaliści spoza NOK – pisarze, dramaturdzy, dziennikarze, poeci i scenarzyści. Informacje o terminach znajdziecie na łamach „Wielokropka” oraz na stronie głównej NOK.

Po drugie – zmiany w Wielokropku! Dzięki nim Ty również możesz zostać wielokropkowym autorem. Dotychczas w naszym literackim nieregularniku publikowali wyłącznie Klubowicze. Od stycznia 2011 roku zamieszczać będziemy teksty przygotowane w ramach Poradni Literackiej (za zgodą autorów) oraz nadesłane przez Czytelników w formie elektronicznej (d.suwalska@nok.pl). Niezbędne jest dostarczenie do siedziby NOK podpisanej osobiście zgody na publikację tekstu na łamach „Wielokropka”. W przypadku osób niepełnoletnich zgodę musza podpisać rodzice lub opiekunowie. Przesłanie tekstu oznacza akceptację ewentualnych zmian redakcyjnych i skrótów. Zastrzegamy sobie prawo wyboru tekstów i nie przesyłamy recenzji. Wszystkich, którzy chcą uzyskać opinię o swojej twórczości zapraszamy do Poradni Literackiej.

Po trzecie - Rusza Przygotowalnia Literackich Zdarzeń. W ramach Przygotowalni organizować będziemy spotkania autorskie, konkursy, happeningi i warsztaty.

Klub Literacki NOK działa od 2005 roku. Od początku prowadzi go Dorota Suwalska – pisarka, dziennikarka, animatorka kultury, autorka scenariuszy; laureatka m. in. wyróżnienia w konkursie na Książkę Roku 2007 Polskiej Sekcji IBBY oraz wyróżnienia Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego w Pierwszym Polsko-Włoskim Konkursie na Scenariusz Filmu dla Młodego Widza (2006r.); członek Zarządu Okręgu Warszawskiego Stowarzyszenia Pisarzy Polskich.

wtorek, 21 grudnia 2010


Drodzy wielokropkowi Czytelnicy
życzymy Wam z całego serca, 
aby Pegaz na Biegunach rozbujał Was świątecznie 
aż do czasów dzieciństwa.   

wtorek, 30 listopada 2010

Zmiany w Klubie!!!

Na okres grudnia 2010 r. zajęcia Klubu Literackiego NOK zawieszone. Od Nowego Roku startujemy w nowej formule!!! Informacje już wkrótce na łamach "Wielokropka".

wtorek, 2 listopada 2010

Spotkanie autorskie w Młochowie

Z cyklu: „Ludzie zwykli i niezwykli
spotkanie z Dorotą Suwalską”
6 listopada 2010 r. godz. 16.00
Świetlica Młodzieżowa NOK w Młochowie w budynku OSP Młochów
Organizatorzy: Nadarzyński Ośrodek Kultury w Młochowie
oraz
Biblioteka Publiczna Gminy Nadarzyn – Filia Młochów

W programie:
- spotkanie autorskie
- zabawy plastyczne
- rozstrzygnięcie Konkursu Plastycznego „Ulubiona postać literacka”
- poczęstunek

Dorota Suwalska - pisarka, dziennikarka, autorka scenariuszy, ilustratorka, absolwentka warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, instruktor NOK (m. in. prowadzi Klub Literacki) i mieszkanka Nadarzyna. Laureatka m. in. wyróżnienia w konkursie na Książkę Roku 2007 Polskiej Sekcji IBBY oraz wyróżnienia Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego w Pierwszym Polsko-Włoskim Konkursie na Scenariusz Filmu dla Młodego Widza (2006r.). Członek Zarządu Okręgu Warszawskiego Stowarzyszenia Pisarzy Polskich.

piątek, 29 października 2010

Zajęcia odwołane

Wszystkich Klubowiczów informuję, że w dniu 5 listopada 2010 r. zajęcia Klubu Literackiego nie odbędą się. 

Dorota Suwalska

piątek, 17 września 2010

Sezon literacki otwarty!!!

Sezon literacki otwarty! Wszystkich Klubowiczów oraz tych, którzy chcieliby jeszcze dołączyć do naszego grona zapraszam w najbliższy piątek, 24 września o godz. 17.00 na pierwsze w tym roku szkolnym (robocze) spotkanie.   

Zabierzcie ze sobą teksty, które napisaliście w wakacje!!!

Pozdrawiam,

Dorota Suwalska

wtorek, 7 września 2010

Otwarcie sezonu literackiego – siedemnastego o siedemnastej

Serdecznie zapraszam wszystkich chętnych 17 września (piątek) o  godz. 17.00 na spotkanie organizacyjne Klubu literackiego NOK – jak zwykle w sali plastycznej Nadarzyńskiego Ośrodka Kultury.

Tym samym otwieram nowy sezon literacki  :-).

Dorota Suwalska

wtorek, 31 sierpnia 2010

Wakacyjne lektury (4)

W ostatni dzień wakacji i z okazji zbliżających się Dożynek - dożynkowy wywiad z września 2008 roku. Jego autorką jest jedna z naszych klubowiczek.


Indianie też nosili długie włosy

z Grzegorzem Markowskim rozmawia Natalia Rios-Turek.

Z okazji tegorocznych Dożynek mieszkańcy Nadarzyna mieli okazję uczestniczyć w koncercie legendarnego zespołu Perfekt. Trzynastoletnią Natalię, uczestniczkę zajęć Klubu Literackiego NOK spotkało jeszcze większe wyróżnienie. Przeprowadziła wywiad z prawdziwą gwiazdą polskiego rocka, wokalistą Perfektu – Grzegorzem Markowskim. Gwiazdor okazał się mało gwiazdorski. Z miejsca zaproponował młodej dziennikace, aby mówiła mu po imieniu. A potem cały czas pilnował, żeby zwracała się do niego we właściwy sposób.

D.S.

Uczył się pan...

- Nie pan. Grzegorz...

(śmiech) Uczyłeś się grać na pianinie, gitarze. To była twoja decyzja, czy rodzice musieli siłą zaciągać cię do instrumentu?

- Widzisz, ja miałem trzech braci. Mój straszy brat był muzykiem i to on mi pokazał, że muzyka może być fajna. Kiedy byłem mały byłem bardzo niepokornym dzieckiem i to muzyka sprawiła, że zgrzeczniałem. Bo mnie muzyka pociągała. Pierwszy instrument dostałem od babci, w wieku sześciu lat, były to organki. Rodzice bardzo się denerwowali, ale coś mi się stało w głowie i stałem się na dźwięki czuły. Potem dostałem skrzypce, potem gitarę, zresztą od tej samej babci. I tak jest, że w pewnym momencie wolisz instrument od zabawy.

A jak zaczęła się właściwa kariera?

- Jak miałem 15 lat mieszkałem w Józefowie pod Warszawą. W tym mieście był Dom Strażaka i właśnie w Domu Strażaka był mój pierwszy kontakt z mikrofonem, gdzieś tam coś zaśpiewałem, chyba piosenkę Czerwonych Gitar... Potem była szkoła, potem Akademia Muzyczna, na którą się nie dostałem, potem praca na etacie. Pierwsze miejsce, w którym naprawdę zacząłem pracować zawodowo, to Teatr Na Targówku, gdzie zostałem przyjęty jako młody, obiecujący się wokalista. Tam uczyłem się różnych rzeczy: śpiewu, ale również gry aktorskiej, tańca… Miałem lat 21.

Dla moich znajomych Perfect to “Nie płacz Ewka”, dla rodziców “Autobiografia”. A którą piosenkę zespołu ty lubisz najbardziej?

- Wiesz, to bardzo trudno powiedzieć... To tak jak byś miała dużo dzieci. Każda piosenka dla artysty to jest dziecko, wymarzone, wypracowane w pocie czoła. Perfect ma koło 150 piosenek, może więcej. To tak jakbym był ojcem 150 dzieci. Nie wiem, które bardziej kocham… Wszystkie te dzieci, wszystkie piosenki są dla mnie ważne. A najbliższe artyœcie są, oczywiście, te, które są najlepiej odbierane, jak “Niewiele Ci mogę dać” albo “Niepokonani”, “Nieme kino”... Ale są także mniej znane a równie piękne… Rożnie to bywa, jak z kolorami, niektórzy lubią niebieski, a inni zielony…

Jakie piosenki śpiewasz na dobranoc wnukowi Filipowi?

- Ostatnio śpiewałem wnukowi piosenkę mojej córki, piosenkê jego mamy “Nie płacz Filipku kolego, przecież nie stało się nic złego”. Był zachwycony. Ale najbardziej lubi gdy podnoszę go do góry.

Co czujesz oglądając córkę na scenie?

- Że ładna kobieta, dobrze śpiewa, że jest fajna... Jest moją córką i to jest bardzo miłe i bardzo przyjemne widzieć ją na scenie.

Jesteś dumny słysząc określenia “najlepszy polski wokalista rockowy” czy odbierając tytuł “cesarza rockandrolla”?

- To względne pojęcie, dlatego, że jest tak wielu wokalistów, są znani, popularni, mają w sobie dużo wyrazu, dużo siły... Każdy ma specyficzna twarz, wychodzi na scenę i śpiewa w sposób bardzo charakterystyczny dla siebie... Jak to porównywać? Czy makaron lepszy od pizzy, czekoladowy deser lepszy od ananasowego? Co Ci odpowiedzieć...? No, ale, oczywiście jest mi miło.

A jak reagujesz na krytykę?

- Wiesz w tych czasach nie ma prawdziwej krytyki. Bo kiedyś oceniało się repertuar, wykonanie, aran¿acje, teksty piosenek... Natomiast dzisiaj w zasadzie nie ma w muzycznej krytyce takich mistrzów. Jak patrzę na tabloidy to aż mnie skręca, np. po koncercie w Opolu w zeszłym roku napisali kto pił wódkę, a nie napisali kto jak śpiewał. Tak, że generalnie szuka się sensacji, a nie wartości muzycznych i obawiam się, że będzie kiepsko. To mnie wkurza.

Czytałam o twojej działalności charytatywnej. Co właściwie robisz?

- Dziś np. zagraliśmy koncert przed szpitalem. Mam 55 lat, sprawne ręce i nogi, mogę normalnie funkcjonować. Mogę iść przez życie i nie oglądać się za siebie. Ale są ludzie którzy tak nie mogą. Jakoś tam mogę im pomóc. Dać pieniądze. Ale mogę tez przyjechać, zaśpiewać, zagrać. No i dziś byliśmy przed szpitalem i daliśmy 10 tys. zł. na ten szpital.

Jak twój wizerunek rockmana wpływa na kontakty z ludźmi?

- Nie wiem, naprawdę nie wiem. Ich nalezy zapytac. Ja się nie mogę na ten temat wypowiadać.

Nie masz ochoty ściąć włosów?

- Czasami mnie wkurzają, ale lubię je. Może trudno w nich jeść, ale mogę je przecie¿ związać w kucyk. Poza tym... pamiętasz Indian? Oni też nosili długie włosy.

Wrzesień, 2008


Natalia Rios Turek

 

czwartek, 12 sierpnia 2010

Wakacyjne lektury (3)

Czasem wspólnie bawimy się tekstem. Efekty naszych literackich zabaw bywają całkiem interesujące. Poniżej jedno z takich dzieł :-) napisane techniką dopisywania linijek w 2009r.

Dawno, dawno temu żyło sobie małe zwierzątko z czubkiem na głowie i zielonymi piórkami. Do obrony miało oczy, z których strzelała krew. Małe zwierzątko lubiło tańczyć. Było bardzo utalentowane, ponieważ również śpiewało. A śpiewało cienkim głosem, zwłaszcza, gdy zobaczyło duże zwierzątko. Działo się tak ponieważ im większe było inne zwierzę, tym bardziej zwierzątko się bało i śpiewało głośniejszym, cieńszym głosem (mimo możliwości obrony poprzez wystrzelenie krwi czuło się bezbronne). Pomimo swych licznych talentów zwierzątko czuło się nieszczęśliwe, gdyż inne zwierzęta nie chciały z nim rozmawiać. Dlatego postanowiło poszukać pomocy. Z wielkim wysiłkiem przemierzało las, lecz wszystko na marne. Nie mogło znaleźć pomocy, ponieważ nie wiedziało, jak ta pomoc miałaby wyglądać, a trudno odnaleźć coś, czego nie można sobie wyobrazić. Aż pewnego dnia spotkało mędrca, znającego się na magii, który dowiedziawszy się o problemach zwierzątka orzekł, że inne zwierzęta nie chcą z nim rozmawiać z powodu jego wyglądu. Zmienił więc jego piórka z zielonych na czerwone. I rzeczywiście – poskutkowało. Zwierzęta zaczęły go szanować i rozmawiać z nim, a ono czuło się bardzo szczęśliwe. Lecz po kilku latach zaczęło tęsknić za swoimi zielonymi piórkami. I pomyślało ”Czy warto zmieniać się dla tych, których interesuje tylko wygląd?” Chciało znów odszukać mędrca, po kilku dniach poszukiwań znalazło go. Chcę, aby inni lubili mnie takim jakim jestem, a jeśli nie są do tego zdolni, to trudno. Ważne, żebym ja lubił swoje zielone piórka. Mędrzec zaprowadził zwierzątko na polanę pełną trawy, która barwiła wszystko na zielono. Zaledwie jej dotknęło, już zmieniło swoje piórka na zielone. „Och, to cudowne znowu mam zielone piórka.” Było tak uradowane, że nie pomyślało nawet o tym, jak zareagują na te zmianę inne zwierzęta. A gdy wróciło do domu, inne zwierzęta najpierw bardzo się zdziwiły, otworzyły szeroko oczy ze zdumienia i zaczęły jedno przez drugie pytać, gdzie znalazło takiego wspaniałego fryzjera. A ponieważ zwierzaczek był zmęczony ziewnął tak mocno, że zdmuchnął wszystko, co możliwe. W ten sposób zwierzaczek został ogrodnikiem i założył szpital dla chorych robaków. I w ten sposób przestał być samotny. A nie wiedząc nawet o tym rozwiał również płyty ziemi, które dziś nazywamy kontynentami. 

wtorek, 10 sierpnia 2010

Wakacyjne lektury (2)

Mieliśmy już przykłady prozy i poezji w "Wielokropku". Dziś w wakacyjnej edycji naszgo Nieregularnika przykład tekstu dziennikarskiego napisanego w roku szkolnym 2009/2010 przez Krzysztofa Lubaczewskiego. 

Recenzja z koncertu

5 listopada 2009 roku w Filharmonii Narodowej w Warszawie odbył się koncert, na który pojechałem ze szkołą muzyczną. Grano na nim kwintet d-moll Sergiusza Prokofiewa, oraz ,,Historię żołnierza” Igora Strawińskiego. Na pierwszy utwór, niestety, nie zdążyliśmy. Nie ominęła nas natomiast druga, ciekawsza część. Piszę ,,ciekawsza”, ponieważ ,,Historia żołnierza” była utworem, w którym muzyce towarzyszyła recytacja. Traktowała ona o żołnierzu, który został zwiedziony i oszukany przez diabła. Słowa napisali sam Igor Strawiński, oraz bliski mu poeta, którego nazwiska nie zapamiętałem. Strawiński był pomysłodawcą całego utworu, a poeta ów nadał mu wzniosłego, kształtnego charakteru, zmieniając go w wiersz. Utwór na język polski przetłumaczył Julian Tuwim.

W Filharmonii recytatorem był znany aktor, Zbigniew Zamachowski, a towarzyszyło mu 7 muzyków, grających na takich instrumentach, jak: skrzypce, kontrabas, fagot, klarnet, trąbka, puzon i instrumenty perkusyjne.

Zbigniew Zamachowski recytował żywo, z uczuciem i właściwą intonacją. Umiejętnie współpracował też z muzykami. Muzyka w tym utworze zaliczała się do gatunku z początków XX w., czyli innymi słowy - do muzyki współczesnej. Mimo iż nie jest to mój ulubiony gatunek muzyczny ( głównie ze względu na nadmierną ilość dysonansów), to jednak ta muzyka jak najbardziej pasowała do tego utworu, gdyż jej motywy od razu przywodziły na myśl odpowiednie fragmenty recytowanego tekstu, dając nam większe wyobrażenie o tym, jak potoczyła się tytułowa historia żołnierza.

Po zasłużonych brawach muzycy oraz Zbigniew Zamachowski nieoczekiwanie weszli znów na scenę. Lider zespołu, kontrabasista, zapowiedział niezawarty w programie utwór, który jest debiutem nowego muzyka, ,,instrumentalisty z odzysku”. Tym muzykiem okazał się… Zbigniew Zamachowski. Podgrywał on pozostałym muzykom na trójkącie. Zagrali znane tango (nie pamiętam kto je napisał, ale wiem że ten temat wykorzystany był w jakimś filmie). Tango, chociaż kilka razy je wcześniej słyszałem, bardzo mi się podobało. Moim zdaniem był to najładniejszy muzycznie fragment koncertu. Po występie przyszło mi na myśl, że każdy artysta na scenie ma coś do udowodnienia. W tym przypadku Zbigniew Zamachowski udowodnił, że jest nie tylko utalentowanym aktorem, lecz również człowiekiem muzykalnym, o czym świadczył ostatni utwór, oraz współpraca z muzykami w poprzednim (podobno skończył szkołę muzyczną), muzycy zaś, że obdarzeni są nie tylko zdolnościami muzycznymi, lecz także poczuciem humoru.

 Podsumowując, koncert był bardzo ciekawy, pełen niespodzianek. Oba utwory były perfekcyjnie wykonane, artyści dali z siebie naprawdę bardzo wiele. Zdecydowanie polecam tego typu koncerty.

Krzysztof Lubaczewski

czwartek, 5 sierpnia 2010

Wakacyjne lektury (1)

Abyście mieli co czytać podczas wakacji postanowiłam opublikować pochodzący z 2008 roku archiwalny tekst Janka Zagdańskiego.  


Wynalazki Leonarda

W znanym już wszystkim Budyniowym Domostwie panował straszliwy chaos. Malina i służąca o czarnym warkoczu chodziły niespokojnie po salonie, bo nie mogły wejść do swojej ulubionej kuchni. Dochodziły z niej przedziwne odgłosy: dudnienie, łomot, piszczenie, syki, plusk wody i krzyki.

- Co on tam robi? – pytała gorączkowo służąca, gryząc paznokcie

- Wynalazki – odpowiedziała pogardliwie Malina, krzątając się po pokoju – Jest wielkim filozofem, a ostatnio zainspirowało go jego imię! Postanowił zostać wielkim wynalazcą. Cały dzień siedzi w kuchni i nie podejrzewam, żeby coś pichcił! Wynalazki! Idę przemówić mu do rozumu!

Malina poszła do kuchni, zostawiając za sobą wahającą się służącą. Tuż przed drzwiami zatrzymał ją lokaj Urgasz.

- Droga pani, pan Leonardo jest zajęty i nie chce, aby mu przeszkadzano.

- Zaraz mu przeszkodzę, to… - nie dokończyła, bo z kuchni rozległ się tryumfalny krzyk. Malina, a za nią służąca i Urgasz wpadli do kuchni

- O Boże! – krzyknęła służąca, patrząc przerażonym wzrokiem dookoła. Słoiki były potłuczone, wszędzie było mnóstwo wody, a półki, połamane, zwisały smętnie ze ścian. Sam Leonardo stał dumny w miejscu, gdzie kiedyś znajdował się kamienny blat. Teraz jego odłamki leżały na mokrej podłodze, obok ogromnego młota. Za Leonardem stało…

- Ta da! - powiedział wynalazca, odsłaniając dziwne urządzenie. Z przymocowanej do ściany misy do mycia naczyń wystawały drewniane rury, wzmocnione metalowymi obręczami, znikające w rozwalonej ścianie. Nad misą była inna, krótsza rura i rączka.

- Oto zlewozmywak! – wyjaśnił dumnie Leonardo – Służy do mycia naczyń

- No, wreszcie coś pożytecznego! – odetchnęła Malina – Powiedz, jak to działa?

Po długim i wyczerpującym wykładzie na temat obsługi zlewozmywaka, Malina własnoręcznie zaczęła lać wodę. Z wnętrza urządzenia wydobywały sie jakieś bulgoty.

- Pedzę wynaleźć aparat fotograficzny, żeby uwiecznić tę chwilę! – zawołał Leonardo i zbiegł do piwnicy. Właśnie szukał czegoś, z czego można zrobić kliszę, kiedy usłyszał huk i pełen złości krzyk maliny. Zostawił aparat i pobiegł do kuchni

- Co się stało? – zapytał zziajany.

- Co się stało?! CO SIĘ STAŁO?! Zaraz ci powiem, co się stało! Ten zlewocośtam nie przetrwał nawet delikatnego traktowania! WYBIJĘ CI Z GŁOWY TE WYNALAZKI!

I tak skończyła się przygoda ze zlewozmywakiem.

Jan Zagdański

wtorek, 29 czerwca 2010

Wyspy Szczęśliwe w Młochowie




                     fot. Katarzyna Akram


Oto jaką inspirację znaleźli twórcy Wysp Szczęśliwych podczas Pikniku w Młochowie:

1) Wyspa – Instrukcja o takiej oto treści:

Stwórz swoją Wyspę Szczęśliwą

– Możesz opisać ją lub narysować.

– Budulec to wycięte z tektury formy.

– Wypełnij je używając markerów lub kredek.

– Gotową Wyspę umieść na Oceanie Marzeń.

W ten sposób wspólnie zbudujemy Archipelag Wysp Szczęśliwych
.

2) Piękna przykładowa Wyspa przygotowana przez Julię Wołoszyn za pomocą słów i obrazów (tekst znajdziecie w jednym z wcześniejszych postów)

3) Fale wzburzonego Oceanu Marzeń.

Świadomie nie pokazuję, co działo się dalej (a działo się sporo), żeby zostawić pole dla wyobraźni dla naszych Czytelników.

Gorąco zachęcam do wpisywania komentarzy z własnymi opisami Wysp Szczęśliwych!!!

Pomysł podsunęła mi pisarka i psycholożka Dagna Ślepowrońska, która wraz ze swoimi podopiecznymi tworzyła malowane Wyspy Szczęśliwe, co było potem pretekstem do nadzwyczaj interesujących rozmów w grupie.

Postanowiłam wykorzystać tę inspirację podczas zajęć Klubu Literackiego – tyle, że Klubowicze zamiast malować opisywali Wyspy.

Potem wpadłam na pomysł, by wyprowadzić ideę w przestrzeń i w ten oto sposób zaistniał Archipelag Wysp Szczęśliwych na Oceanie Marzeń :) 

piątek, 18 czerwca 2010

Wyspy Szczęśliwe w Młochowie

Już 26 czerwca każdy chętny będzie mógł stworzyć własną  Wyspę Szczęśliwą za pomocą słów lub obrazów. Zapraszamy od godziny 16.00 do Młochowskiego parku (przy fontannie). Wszystko, co potrzebne znajdziecie na miejscu.

Zapraszamy dorosłych i dzieci.

Inspiracją nich będzie relacja z nadarzyńskiej edycji Wysp Szczęśliwych (w poprzednim poście) i tekst Julii z Klubu Literackiego NOK.

Wyspy Szczęśliwe

Na wyspie szczęśliwej żyją: szczęśliwe zwierzęta, szczęśliwi ludzie. Nikt nikomu nie dokucza. Jest tam szkoła do której chodzą szczęśliwi nauczyciele, szczęśliwe dzieci i szczęśliwy dyrektor. W tej szkole nie ma sprawdzianów. Dzieci nigdy nie robią sobie na złość, tylko się wspierają.

Jeśli jakaś osoba straci prace to po pięciu minutach zdobywa nową dzięki dobrej Wróżce Szczęśliwej.

Szkoda, że to tylko fantazja, marzenie czy sen. Świat mógłby być idealny, lecz nie jest.

Julia Wołoszyn


czwartek, 17 czerwca 2010

Archipelag Wysp Szczęśliwych - relacja

12 czerwca, w dniu urodzin NOK Ocean Marzeń rozlał przyjazne wody tuż przed budynkiem Nadarzyńskiego Ośrodka Kultury , zaś Nokowi goście mogli umieszczać na nim własnoręcznie przygotowane Wyspy Szczęśliwe. Budulec znaleźli na miejscu. Były nim tekturowe formy, na których można było opisać lub narysować wymyśloną przez siebie Wyspę Szczęśliwą. Większość wyspiarskich budowniczych preferowała obrazy. Stąd przewaga Wysp rysowanych. Niektórzy poszli jeszcze dalej w twórczych inspiracjach i zbudowali Okręty Marzeń, które kursowały między Wyspami.
Już wkrótce Ocean Marzeń ponownie zagości na terenie naszej gminy. Tym razem w Młochowie. Być może tym razem oprócz rysowników i konstruktorów przybędą na Ocean również pisarze Wysp Szczęśliwych.

zdjęcia Maria Kołecka i Monika Mazurek











środa, 2 czerwca 2010

Archipelag Wysp Szczęśliwych

czyli nie przybył NOK nad Ocean, przyszedł Ocean do NOKu

(12 czerwca 2010, Pl. Poniatowskiego 42, Nadarzyn)

Z okazji urodzin Nadarzyńskiego Ośrodka Kultury i na specjalne zaproszenie Klubu Literackiego NOK odwiedzi nas Ocean. Niektórzy słyszeli o wędrujących górach, ale nigdy się chyba nie zdarzyło, żeby wędrował Ocean. I to nie pierwszy z brzegu Ocean Spokojny, czy Atlantycki, lecz absolutnie bezbrzeżny Ocean... Marzeń. Byłoby więc grzechem lub, co najmniej, lekkomyślnością przegapić taką okazję. Zwłaszcza, że Ocean marzeń użyczy swych fal nokowym gościom, którzy będą mogli stworzyć na nim Archipelag Wysp Szczęśliwych.

Jak to zrobić?

Po pierwsze - dnia 12. 06. roku 2010 przybądź, Drogi Wędrowcze, do NOKu.

Po drugie - wybierz jedną z udostępnionych przez nas tekturowych form i zamień ją w Wyspę Szczęśliwą. Możesz to uczynić za pomocą słów lub obrazów. Niezbędne do tego narzędzia (ołówki, długopisy, kredki) znajdziesz na miejscu.

Po trzecie - umieść swoją Wyspę w wybranym przez siebie punkcie Oceanu Marzeń.

Po czwarte – odwiedź Wyspy, które pozostawili Twoi poprzednicy.

Więcej informacji o naszych urodzinach na stronie NOK 


piątek, 21 maja 2010

Poezja w Wielokropku - wiersze Natalii Rios Turek

***
Szczęście przytuliło ją tak niespodziewanie
że z wrażenia upuściła słoik miodu
Zostaw wszystko i po prostu chodź ze mną
powiedziało a ona posłuchała
Powietrze nuciło delikatną melodię
Złe dni już się skończyły szeptano
Biegnij szybko by dobiec do szczęścia
nie przywiązuj się do niczego jeśli chcesz dalej iść
Nigdy niczego od ciebie nie chciałem
Powiedziało Szczęście- nie licząc tego co od zawsze jest twoje
Szczęście przytuliło ją tak niespodziewanie
Że z  wrażenia upuściła słoik miodu
Zostaw wszystko i po prostu chodź ze mną
Powiedziało ale ona już podnosiła szklane skorupy

***
Gdy jesteśmy razem
Zamiast rozmawiać – pijemy herbatę
Ja wiem że chcesz mi wszystko powiedzieć
Mimo że uparcie milczysz
I po cichu obserwujesz jak bawię się szalikiem
Ty po prostu nie umiesz do mnie mówić
A może nie chcesz?
Nie, tę myśl szybko wyrzucam z głowy
Bo wiem jak patrzysz
Bo widzę jak zerkasz
Gdy zawiązuję buty
Ty mnie kochasz
Tylko tak po cichu

***
Ktoś wbił we mnie tysiące szpilek, mówiąc że uśmierza ból
Ktoś wyrwał mi wszystkie krucze włosy,
mówiąc że chce uczynić mnie piękniejszą
Ktoś założył na mój nos duże okulary
mówiąc że muszę wyraźnie widzieć cały świat
Ktoś nauczył mnie wypowiadać
tysiące słów, w odpowiedniej kolejności
Ktoś dał mi ładne ubranie
które należało szybko założyć
Ktoś wyszedł ze mną na plac pełen ludzi,
próbując mnie uczłowieczać
Ktoś się do mnie uśmiechnął
powodując szybsze bicie serca
Ktoś próbował ze mną rozmawiać
ale szyfr jego słów nie był mi znany
Ktoś zostawił mnie samą na środku placu
mówiąc: powinnaś nauczyć się samodzielności
Zapłakałam mówiąc ktosiowi
O mojej dziecinności

Natalia Rios Turek

piątek, 16 kwietnia 2010

PrzeTwory z plasteliny

 Jeżeli Klub Literacki gości w sali plastycznej to czasem wynikają z tego niezwykłe sytuacje. Pewnego dnia, na przykład, zastaliśmy na stole kilka... słoików z plasteliną, pozostawionych zapewne przez młodych artystów. Cóż to właściwie miało oznaczać? Bunt przeciw coraz większej zawartości tzw. chemii w produktach spożywczych wyrażony poprzez instalację w postaci plastelinowych powideł, próbę hodowli pleśniaka plastelinożercy założoną przez zabłąkanego wśród plastyków biologa. A może była to po prostu artystyczna prowokacja? Jakby zagadek było mało słoiki postawiono dnem do góry. Taki postawiony „na głowie” słoik wypełniony zawartością dość, powiedzmy sobie szczerze, nietypową, to idealny pretekst do rozmaitych domysłów, pomysłów, podróży w krainę absurdu, a nawet... głębokiej filozoficznej refleksji. Zwłaszcza gdy spojrzą nań młodzi utalentowani pisarze. Efekty tych domysłów, a także rozwiązanie plastelinowej zagadki znajdą Państwo poniżej.

Dorota Suwalska


Znaczenie słoików z plasteliną
Gdy przyszliśmy na zajęcia koła literackiego, na stole zastaliśmy słoiki z kolorową plasteliną. Miała ona różne kształty. Nasunęło mi się pytanie: po co ktoś to tu zostawił? Odpowiedź wydawałaby się prosta, gdyż jest to pracownia plastyczna, zatem nic dziwnego, że tu stoją. Mogły sie na przykład nie zmieścić w szafie.
Możliwe jednak, że ktoś tu je specjalnie zostawił, aby przekazać nam pewną prawdę, poprzez symbolikę: człowiek jest tą plasteliną o różnych kształtach i kolorach, ponieważ są ludzie różnej narodowości i charakterach. Słoikami natomiast są nasze obowiązki konieczne, by funkcjonować we współczesnym społeczeństwie, niezbyt przyjemne, trzymające nas na uwięzi.
Gdy jednak słoik się stłucze i plastelina wydostanie się na zewnątrz, jej „wolność” nie potrwa długo, bo łatwo jest ją zniszczyć, może się gdzieś zawieruszyć.
Tak samo jest z człowiekiem, który gardzi ową, jak sądzi, niewolą i staje się anarchistą. Droga ta zawsze prowadzi do zguby, często nawet do śmierci. Człowiekowi trudno przywyknąć do obowiązków wobec społeczeństwa, lecz po jakimś czasie zrozumie, iż ta klatka obowiązków jest najbezpieczniejsza, najodpowiedniejsza dla niego, tak samo z ciasnym lecz jakże bezpiecznym dla plasteliny słoikiem.
A może ktoś je tu zostawił, byśmy mieli o czym pisać?

Krzysztof Lubaczewski


Xhrblbl
Poczuł ból w klatce piersiowej i nagle wszystko znikło, a raczej rozmyło się w narkotyczne kolorowe plamy, które przesunęły się z pola widzenia Xhrblbla, a on wpadł na coś twardego i zwymiotował. Klęczał przez chwilę widząc tylko to, na co wpadł. To coś było twarde, bez zapachu, nie gorące, nie zimne – o temperaturze idealnie pokojowej. Xhrblbl stwierdził, że warto sprawdzić, czy oprócz dotyku zachował inne zmysły. Otworzył oczy i ujrzał nic. Ale to nie było pół literka na dwóch, ani bokser o wadze koguciej, tylko biała plama. Czyżby stracił wzrok? Spojrzał na swoja rękę, potem na drugą i trzecią. Widział wszystkie, ale nic nie rozumiał. Nie myślał o niczym. Usiadł na białej plamie, oblizał brwi i podrapał się kopytem w jedyne oko. Gdy je odsłonił ujrzał wreszcie coś. To był słoik. Brudny szklany słoik stojący na białym niczym, dnem do góry. Skrywał tylko kawałek plasteliny.
- Hehahohiiiiohohohohyhuhunohihoooototototo! - zaśmiał się Xhrblbl. Plastelina była jego ulubionym przedmiotem. Owinął brodę wokół słoika i otworzył go. Plastelina była wspaniała – fioletowa jak kiszone ogórki i granatowa jak spam z serem.
- Htehtihtooooooooooooho! -zarechotał Xhrblbl. Spam z serem był jego ulubionym daniem. Ogonem ulepił z plasteliny spam z serem i powąchał go. Zapach był wspaniały niczym bordowa cerata na placu w Pcimiu. Otworzył spam ogonem i zanurzył w nim ucho, a następnie oblizał je ze smakiem i głośnym siorbnięciem. Poczuł się niesamowicie wspaniały, gdy nagle spojrzał na puszkę ze spamem i ujrzał, że jest przeterminowany o 8666.0700 lat. Nagle poczuł, że umiera. Tylko, czy to możliwe po śmierci? Xhrblbl poczuł ból w klatce piersiowej i białe nic znikło, by nagle znów się wszystko rozmyło w narkotyczne kolorowe plamy, które nagle przesunęły się z pola widzenia Xhrblbla, a on upadł na coś twardego i zwymiotował. Podniósł się i ujrzał pośród białego niczego słoik z plasteliną. Postanowił ulepić z niej spam z serem.
Itd.
Itp.
NEVER STOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOP!

Janek Zagdański


***
No i co z tym fantem zrobić? Stoi i stoi, pożytku żadnego. W ten słoik po ogórkach mała Madzia wrzuciła plastelinowa grudkę. O przepraszam! Przylepiła do zakrętki. Potem położyła na stoliku i stwierdziła, że to „jej wkład w wystrój salonu”. Przedziwne stwierdzenie jak na sześciolatkę. Skąd to ma tyle wyobraźni w sobie. I jeszcze mówi:
- Mamusiu prawda, że są śliczne? Podoba ci się mamusiu. Prawda? Zostawisz to tutaj. Prawda, mamusiu?
A mamusia przytakuje:
- Tak Madziu. Śliczny słoiczek. Masz talent, córeczko.
A czy spojrzała chociaż na niego? Nie! Przytula Madzie i czyta razem z nią książkę.
Oglądam słoik. Nic specjalnego. Ot słoik z bezkształtną grudą różnokolorowej plasteliny.
- Zobacz ten niebieski kawałek dała mi Ala, co nie chciała dać go Zuzi, a tym różowym wymieniłam się z Anią za kawałek pomarańczowej plasteliny, którą dostałam od Uli – mówi Madzia i zaczyna opowiadać mi przedszkolne historie.
I już wiem, że nie chodzi o ten słoik, ale o radość wybrudzonego w plastelinie dziecka.

Natalia Rios Turek


Słoiki z plasteliną
Słoiki z plasteliną są przezroczyste. Wewnątrz jest plastelina w kształcie kolorowej kostki.
Słoiki z plasteliną maja kolorowe pokrywki i stoją do góry dnem. Jest ich sześć. Są też dwa słoiki bez plasteliny ustawione pokrywką do góry. Wszystkich słoików jest razem osiem. Mają różne dziwne kształty, niektóre są grube, jeden chudszy. Grubsze słoiki są mniejsze, a chudy jest wyższy.

Julia Wołoszyn


***
Opis Julii przywrócił nas do rzeczywistości. To dobry moment, aby zdradzić tajemnicę słoików z plasteliną. Otóż stanowiły one (wraz z zawartością) rekwizyt potrzebny do przygotowania Świątecznych Kul ze Śniegiem – bardziej, po prawdzie, „ze śniegiem” niż „kul”, ponieważ „kule” miały w tym przypadku kształt słoika.
Poza tym drobnym szczegółem ukończone dzieło wygląda dokładnie tak jak wszystkie inne tego typu bibeloty. Szklana kula (w tym przypadku słoik), wewnątrz figurka (plastelinowy aniołek) i śnieg, czyli brokat lub drobinki srebrnej folii, które migocą i unoszą się do góry, gdy potrząśniemy słoikiem. Jest to możliwe dzięki temu, że słoik, przed zamknięciem wypełniono wodą.
Taka słoikowa Kula ze Śniegiem to jedna z wielu prac plastycznych, które wykonują dzieci na zajęciach „Akademii Tęczowej” prowadzonych w NOK przez panią Elę Baur.

Dorota Suwalska